Dziś mniej artystycznie, a bardziej dokumentalnie. Gdy tylko czas dopisuje, moje powroty do domu z różnych dalej położonych miejsc przebiegają w sposób jednakowy: szybki strzał przez Polskę i długa, kręta droga przez Mazury/Warmię/Prusy Górne, pobokami, wygwizdowem, polem, borem. Kocham tak wracać, uwielbiam odzwyczajać głowę od pogoni za kolejnymi elementami grafiku, mówić sobie samemu, że czas nie stanowi problemu, i żyć, żyć w drodze, drogą, a podczas tej drogi poezją, której towarzyszy fotografia.
W kwietniu ubiegłego roku wracałem z wyprawy nad Biebrzę, gdzie spędziłem kilka dni z fantastyczną ekipą. Postanowiłem odszukać kilka miejsc związanych z moim ulubionym kawałkiem historii – wczesnym średniowieczem w mojej ukochanej krainie. Posiłkując się witryną grodziska.eu, którą prowadzi Robert Klimek, zaplanowałem trasę. Nie bez trudu znalazłem dwa miejsca, po drodze usiłując zlokalizować inne, odsypiając nad brzegiem Śniardw intensywny i piękny czas nadbiebrzański, chłonąc poezję mazurskiej wiosny, nasłuchując oddechu starych bogów oraz opowieści drzew i kamieni.
Oba obfotografowane przeze mnie miejsca to grodziska – umocnione wzgórza, na których w średniowieczu znajdowały się grody, strażnice lub inne obwarowane miejsca. Te konkretne służyły ludności zamieszkującej Prusy przed epoką Państwa Zakonu Krzyżackiego, w tym przypadku bałtyjskim plemieniom Jaćwingów i Galindów. Pierwsze z grodzisk, w miejscowości Bajtkowo, jest na tyle duże, że można pokusić się o przypuszczenie, że był to ważny punkt obronny Jaćwingów. Warto zaznaczyć, że Prusowie, do których niektórzy również Jaćwingów zaliczają, z reguły nie mieszkali w grodach. Udawali się tam w przypadku najazdów, zapewne wraz z dobytkiem, który udawało im się ze sobą zabrać. Na co dzień w grodach przebywała tylko straż, która mogła w razie potrzeby zaalarmować okolicznych mieszkańców, że zbliża się niebezpieczeństwo.Czasem obwarowane wzgórza pełniły wyłącznie rolę strażnic. Rozsiane po terytorium plemienia, szczególnie wzdłuż granic, takie strażnice, grody, pewnie czasem po prostu wzgórza strażnicze, mogły komunikować się ze sobą na odległość. Wystarczy wejść na takie wzgórze, choćby nad jeziorem Orło między miejscowością o tej samej nazwie a wioską Dzikowizna, żeby przekonać się, jak daleko mógł sięgać wzrok strażnika.
Wzgórze strażnicze Galindów nad jeziorem Orło, cisza tam panująca i widok na jezioro zatrzymały mnie tam na tyle długo, że pozostał mi już tylko powrót do domu. Wkrótce potem zabrałem rodzinkę na drugą miniwyprawę, podczas której wróciliśmy tam, a następnie odkryliśmy jeszcze jedno grodzisko Galindów. Gdy tylko dotrę do tych zdjęć podczas corocznego zimowego przedzierania się przez zaległe RAW-y do obróbki, napiszę. Tymczasem zapraszam do obejrzenia zdjęć z Bajtkowa i znad Orła.